Wakacje 2017 BAIA DOMIZIA

Wakacje 2017  BAIA DOMIZIA

Wyszukując ofert wakacyjnych kierujemy się wyborem miejsc, których jeszcze nie widzieliśmy, a dwutygodniowy pobyt gwarantuje nam możliwość wyboru kilku wycieczek fakultatywnych, następnie decyzja zapada jak poznamy cenę. Jadąc na wczasy z dwójką dzieci dobrze jest jeśli biuro podróży może zaoferować w hotelu animacje, które zawsze są alternatywą jak już zmęczy nas plażowanie.

W tym roku postawiliśmy spędzić wakacje w południowych Włoszech w miejscowości Baia Domizia oddalonej 70 km od Neapolu – stolicy Kampanii.

Włochy zawsze są trafionym wyborem, piękne plaże, cudowne zabytki, radośni ludzie i najlepsza na świecie kuchnia.

Pierwsze dni przeznaczyliśmy na „ładowanie baterii” łapiąc promienie słoneczne, ja głównie czytając książki, dziewczyny przekopując plażę i kąpiąc się w ciepłym morzu a małżonek na rozmowach oczywiście w większości przy barze z opcją all inclusive 😉

 Niestety pełna opcja all inclusive jest we Włoszech rzadko spotykana, akurat nasz hotel miał taki wybór, ale porównując do innych państw europejskich jednak zauważa się różnicę. Przy barze panowała zasada one person – one drink, czyli dla jednej osoby tylko jeden drink lub napój zamawiany. Dla nas było to uciążliwe, bo każdy musiał się zbierać z plaży, jeśli chciał się czegoś napić, a przy dzieciach te spacery były dość częste – na szczęście było blisko. Za to hotelowa plaża była czysta i szeroka a dużym plusem, gdzie indziej nie spotykanym, było przypisanie już pierwszego dnia pobytu do każdego pokoju parasola i dwóch leżaków. Super pomysł, który oszczędził „walki” o miejsce na leżakach, bez względu na to o której dotarło się na plażę nasze miejsce na nas czekało.

Na pierwszą wycieczkę poza granicę hotelu postanowiliśmy wybrać się pociągiem do Neapolu, a tam metrem dotarliśmy do portu i kupiliśmy bilety na statek płynący na wyspę Capri.

Po około godzinie ukazała się perła Kampanii wyspa słynąca z przepychu i wąskich urokliwych uliczek. My spacerkiem dotarliśmy do punktu widokowego Belvedere Cannone, mniej obleganego przez turystów i chyba przez to tak wartego odwiedzenia.

Widoki zapierały dech w piersiach zresztą tak jak i ceny na tej małej wyspie, za 4 piwa, 2 kawy i 2 gałki lodów zapłaciliśmy 60 euro. Strach pomyśleć ile kosztuje obiad i jakie są ceny w butikach największych światowych marek, a jest ich tam więcej, niż w niejednym dużym polskim mieście.

Po powrocie do Neapolu zagadką było znalezienie pociągu powrotnego. We Włoszech szczególnie na południu może się okazać, że mimo iż na rozkładzie jazdy jest podana godzina odjazdu, to jeszcze nie znaczy że pociąg odjedzie. Nasz był ostatnim jadącym w kierunku Baia Domizia i trzy razy zmieniano godzinę odjazdu. Do hotelu dotarliśmy po 22, ale mimo tylu wrażeń nikt nie myślał o spaniu.

Jadąc na wakacje za granicę, staramy się zawsze podczas takiego pobytu wynająć auto. Oduczyliśmy się już korzystać z ofert biur podróży i przepłacać rezydentom. Wynajęliśmy samochód na 9 rano, wszelkich formalności dokonując w recepcji hotelu. Nasze auto jak się okazało po pierwszej próbie odpalenia nie działało, no cóż chyba nie powinno nas to dziwić w końcu to południe. Wrócił pan z wypożyczalni podpiął kable do akumulatora, przeżegnał się i próbował odpalić, ale na marne te jego modlitwy się zdały, bo musiał jechać po nową baterię.  Nam się to średnio podobało, bo każde czekanie wzbudzało niecierpliwość dzieci, a w nerwowej atmosferze fajnie się nie podróżuje. Dla Włochów to nie problem, jesteśmy w pięknym kraju i powinniśmy się z tego cieszyć  i zawsze przecież możemy jechać szybciej. Udało się wyprawa doszła do skutku.

Pierwszym punktem programu były Pompeje. Miasto pogrzebane w 79r. przez erupcję Wezuwiusza, dziś jedno z najważniejszych wycieczek po Kampanii. Siła wybuchu była tak ogromna, że prawdopodobnie zginęło 6 tys mieszkańców. Popiół bardzo dobrze zakonserwował, co dało archeologom możliwość odtworzenia codziennego życia mieszkańców. Przy zakupie biletu otrzymuje się ulotkę informacyjną i mapkę. Temperatura na początku lipca jest bardzo wysoka i zdecydowanie nie sprzyja spacerom po historycznych uliczkach. Z dziećmi nie zagłębialiśmy się za daleko, kilka ulic i amfiteatr, gdzie można na chwilę przysiąść w cieniu. Fotografowanie jest możliwe bez dodatkowej opłaty.

Kolejnym miejscem, które zobaczyliśmy było Wybrzeże Amalfitańskie. Jadąc wzdłuż wybrzeża podziwialiśmy cudowne widoki, co jakiś czas zatrzymując w zatoczkach parkingowych na pstrykanie zdjęć. Obrazy za oknem samochodu robiły niesamowite wrażenie, oczywiście najmniej na kierowcy, bo jazda po krętych zboczach wymagała skupienia.

Dłuższy przystanek zrobiliśmy w Sorrento, błądziliśmy spacerując po uliczkach i zjedliśmy pizzę. W drodze powrotnej do hotelu  jadąc przez Positano i Amalfi słychać było ochy i achy. Nie dziwi że od 1997 roku Wybrzeże Amalfitańskie jest na Światowej Liście Dziedzictwa Kulturalnego i Przyrodniczego UNESCO. Bajkowe wioski między ziemią a niebem, piękna roślinność, gaje oliwne i kaskadowo wybudowane wille jak bogaczy w popularnych serialach przyciągają tłumy turystów. Niezapomniane doznania, których doświadczyliśmy podczas tej wyprawy były warte tych początkowych nerwów.

Po kilku dniach odważyliśmy się kolejny raz wynająć auto. A co tam do odważnych świat należy. Jako cel wybraliśmy Neapol, ponieważ pierwsza nasza wizyta nie zaspokoiła naszej ciekawości poznania tego miasta. Przy pomocy nawigacji dojechaliśmy do centrum, ale nawet pomoc GPS nie uchroniła nas od błądzenia po ulicach metropolii. Kiedy już prawie osiągnęliśmy cel i dotarliśmy na Piazza Garibaldi problemem okazało się znalezienie miejsca parkingowego. Wydawać by się mogło, że jakaś opatrzność nad nami czuwa bo pomógł nam starszy pan, który za 5 euro zdeklarował się pilnować auta pod jego kamienicą do samego wieczora, ale jak się później okazało to nie żadna opatrzność tylko nasza naiwność i zbyt szybkie zaufanie cwanemu dziadkowi, który pewnie był w układzie z najprawdziwszą mafią Camorrą 🙂 i po powrocie czekał na  nas mandat w wysokości 25 euro. Nikomu nie mówcie, ale po konsultacji z zaprzyjaźnionym kelnerem w hotelu zdecydowaliśmy się „przypadkowo” zgubić mandat.

Poruszając się po Neapolu zależało nam poczuć atmosferę gwaru, klaksonów, motorynek i wydzierających się ludzi wieszających między budynkami pranie i dyskutujących podniesionym głosem. Włóczenie po mieście obraliśmy w kierunku Pizzerii da Michelle, chyba najpopularniejszej pizzerii w mieście. To właśnie w niej Julia Roberts zajadała Margheritę w filmie „Jedz, módl się i kochaj”. Zawsze można spodziewać się kolejki, ale nam jakoś szybko udało się dostać stolik. Wnętrze bez zachwytu, ale pizza bez wątpienia najlepsza na świecie i do tego w super cenie. Do wyboru dwa rodzaje Marghrita i Marinara każdego spróbowaliśmy. Polecam! Na deser nie mogłam sobie odmówić kawy, to druga specjalność Neapolu.

Trudno powiedzieć, że Neapol się zwiedza to raczej odkrywanie. Każdy zna powiedzenie Goethego „ zobaczyć Neapol i umrzeć” i choć według mnie nie należy on do najpiękniejszych i absolutnie nie warto umierać, to z pewnością warto zjeść pizzę i pokręcić się po zatłoczonych ulicach.

Końcówkę naszego pobytu przeznaczyliśmy na wylegiwanie na plaży i przy basenie oraz na zakup pamiątek ( u nas zawsze są to magnesy) i wysłanie widokówek, bo jako nieliczni praktykujemy tę tradycję i najbliższym znajomym wysyłamy kartki z pozdrowieniami.

Dwa tygodnie pozwoliły nam naładować „baterie” przed kolejnym rokiem pracy, poznać wielu fajnych ludzi i nowe smaki.

Małgorzata

Share and Enjoy !

0Shares
0 0 0

Reader Comments

Write a Comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

Social Share Buttons and Icons powered by Ultimatelysocial