Skompletowanie wakacyjnej kosmetyczki – czyli bez czego nie ruszamy się wyjeżdżając na urlop?

Skompletowanie wakacyjnej kosmetyczki – czyli bez czego nie ruszamy się wyjeżdżając na urlop?

Tego bloga piszą trzy bardzo młode kobiety po czterdziestce, które szły przez życie różnymi drogami, każda niesie ze sobą odmienne historie i pule genów. Różnimy się od siebie, Jak TRZY krople czystej wody ? i podobnie jak woda płyniemy w tym samym kierunku. Spotykamy się na płaszczyznach wielu mórz i oceanów (to tyle z poezji, a teraz konkrety ?).

Lubimy między innymi  zakupy w tych samych sklepach, szczególnie w sklepach z kosmetykami i ubraniami – jednym z nich jest Douglas. Wdrożyłyśmy plan A, czyli „spotkanie w sprawie wymiany doświadczeń kosmetycznych”. Tak oto nazwałyśmy pogawędki w stylu: co się sprawdziło, a co niekoniecznie. Nieco górnolotna nazwa spotkania, ale i kosmetyki – można kolokwialnie powiedzieć – z górnej półki. Nasze kosmetyczki, jak otwarta książka, były przeszperane i dokładnie przeanalizowane. I oto powstał wpis naszych recenzji, będących wynikiem wymiany kosmetycznych cudowności, rzecz jasne cudowności bez których nie wyobrażamy sobie podróży w nieznane, wyjścia do pracy, czy spotkania z przyjaciółmi.

Justyna:

Moja przygoda z Douglasem rozpoczęła się dawno temu, za górami i lasami, kiedy to nie miałam jeszcze zmarszczek, a moje oczy miały młodzieńczy blask radości i braku rozczarowań. Pomimo tych znamienitych cech, krążyłam po galerii handlowej smutna, jak wieczór grudniowy. Weszłam bezwiednie do Douglasa (pewnie przyciągnęły mnie światła – rozumiecie byłam osobowościowo grudniem, a tam są światła jak w lipcu).

W drzwiach bardzo miła Pani, zapytała czy zrobić mi makijaż?

O raju westchnęłam – tak bardzo widać, że potrzebuję pomocy?

W porę się opamiętałam, bo nie ważne czy jej potrzebuję, czy nie.

Ważne, że ktoś chce zrobić coś miłego dla mnie. Zagarnęłam tę pomoc pełnymi garściami i wyszłam ze sklepu, prawie jak sierpniowy poranek. Serio to był najlepszy makijaż jaki ktoś mi zrobił (za niektóre płaciłam worki złotych monet i nawet nie był cieniem tego z Douglasa). Byłam tak zachwycona, że kupiłam od razu kilka kosmetyków z zestawu, którym malowała mnie Pani. Używam ich do dziś, zmieniłam tylko pomadkę, bo przestali ją produkować (też tak macie, że to co lubicie szybko zostaje wycofane z produkcji?)

A teraz do rzeczy, czyli tego co mam w kosmetyczce.

Należę do tych fresków, którzy nawet na survivalowej wyprawie rowerowej albo rajdzie po górach robią makijaż. Tak wiem, że latem trzeba postawić na wakacyjny luz, ale ja czuje się wyluzowana, jak dobrze wyglądam.

Istnieją na tym świecie ludzie, którzy budzą się rano, myją twarz zimną wodą, związują włosy w koński ogon, muskają usta błyszczykiem i wyglądają zjawiskowo, ja do nich niestety nie należę. Na szczęście na tym świecie istnieją sklepy z kosmetykami, które ratują mój wygląd, maskują niedoskonałości i powodują, że ludzie nie uciekają z krzykiem na mój widok (oczywiście to żart – nikt nie ucieka bo mam niebywałą osobowość i to ona przyciąga tłumy). A tak serio to już prawie sto lat temu pewna Pani słusznie zauważyła, że lepiej wychodzić z domu pomalowanym, bo nigdy nie wiadomo czy spotka się miłość życia, czy największego wroga.

Żebyście nie pomyśleli, że jestem aż tak próżna, że zabieram ze sobą całą walizkę „polepszaczy” to uspokoję Was, że w mojej kosmetyczce jest miejsce na kolorowe kosmetyki w postaci:

podkładu Lancome Teint Idole Ultra Wear lub Match Perfection Foundation Rimmel London – oba lubię tak samo, bo nie wysuszają skóry, a zarazem nie pozostawiają tłustej poświaty, która odbija zdziwione spojrzenia przechodniów. Do tego wszystkiego utrzymują się na twarzy przez cały dzień nie robiąc efektu maski, nie „wałkują się”, nie rozmazują przy każdym dotknięciu twarzy, pozostawiają cały czas efekt naturalności i świeżości.   

–  puder MAC (używam go tylko na wielkie letnie wyjścia) – cudownie matuje, wyrównuje koloryt skóry i dodaje jej „filmowego wdzięku”,

pomadka 965 Siren in Scarlet z Maybelline – bo moje usta pomalowane nią wyglądają tak, że lubię na nie patrzeć w lusterku.  

tusz  Rimmel Extra Super Lash – to dowód, że coś nie musi być drogie, żeby było dobre. Jedna warstwa tuszu otwiera oko i robi wrażenie wypoczętej twarzy, a dwie warstwy to oko na wieczorną imprezę.

Ale wiecie co lubię najbardziej?

Demakijaż i tu wchodzi „cała na biało”, w moim przypadku na niebiesko rękawica GLOV, niezawodne akcesorium do pielęgnacji twarzy.

Cudowny wynalazek (niestety nie wiem kogo). Zajmuje mało miejsca, jest wydajna (moja ma już kilka lat) i doskonale zmywa makijaż. Nie muszę z sobą ciągnąć płynów, żelów, ani wacików. Rękawica zmywa nawet najbardziej finezyjne i rozbuchane potrzebą chwili makijaże. Łatwo się ją pierze i przechowuje. Jest dla mnie doskonałością nie tylko wakacji.

Kocham też perfumy, ale o nich przy kolejnym wpisie. 

Aneta:

Dom jest tam, gdzie trzymasz swoje ulubione kosmetyki. J Słyszeliście(ałyście) to powiedzenie? Zapewne jest to powiedzenie „kosmetykowego zapaleńca”, choć nie ukrywam, że również jestem entuzjastką sfery urodowej, a co się z tym wiąże, wielu produktów poprawiających mój nastrój. Ba… nikt mi nie powie, że ładna cera, odprężone ciało, zadbane włosy i paznokcie nie zapewniają dobrego nastroju. A już na pewno nie uwierzę w to, że nie lubicie kosmetyków, które tuszują niedoskonałości i poprawiają Wasz wygląd. Co to, to nie. Oszukiwanie samego siebie to jedno z najbardziej wyrafinowanych kłamstw. Zatem, jeśli mamy sprawę jasną i doszliśmy(łyśmy) do konsensusu, że nie chcemy się  okłamywać co do naszej nieukrywanej sympatii względem kosmetyków, to powiem Wam jeszcze jedną rzecz. Wychodzę z założenia, że lepiej przyjść spóźnioną na spotkanie, niż niepomalowaną. Dlaczego? Mój przypadek jest taki, że na takim spotkaniu, na którym moja cera nie olśniewa, a moje oko wygląda na niewyspane, tracę pewność siebie, myśląc o niedoskonałościach, które są i zapewne zostaną już ze mną. Oczywiście, każdy je ma, w różnym wieku, ale wieku, w którym jestem na półmetku szczęśliwości życiowej, skala problemu jest nieco większa. Oprócz trądziku, bywają też popękane naczynka czy pojawiają się zmarszczki. Oczywiście nie są one takie złe, niektórzy nawet twierdzą, że któż by chciał mieć twarz pozbawioną historii i poczucia humoru. Cóż… powiem Wam w sekrecie, że jeszcze chciałabym przedłużyć sobie ten czas na pojawienie się znamion historii na mojej twarzy. Jeszcze nie mój czas na odejście do archiwum.

Pamiętam jak kilka lat temu przed zajęciami z jogi poszłam do Douglasa, aby sprzedawczyni pomogła mi dobrać podkład do twarzy. Testowałam wiele podkładów, ale żaden nie skradł mi serca, ani nie poprawił wyglądu skóry (oczywiście w odczuciu wizualnym). Dopiero w Douglasie dostałam fachowy dobór produktów, który potwierdzony został przez moją instruktorkę jogi zdaniem: WOW…. Ale masz wygładzona cerę. Byłaś u kosmetyczki? Moja pierwsza myśl powędrowała w stronę wszechogarniającego zdziwienia: to jak ja wyglądałam wcześniej z innymi podkładami na twarzy? Teraz jestem wierna dwóm podkładom ze sklepu, notabene sklepu, który zawsze pamięta o moich urodzinach 🙂 .

Są to podkłady, które tuszują wszelkie niedoskonałości, pięknie wtapiają się w skórę i wygładzają ją. Są do tego bardzo trwałe. Moi faworyci to Bobbi Brown Skin Long-Wear-Weightless (mój odcień do Beige 3) oraz Lancome teint idole ultra wera (odcień 02).

Jeśli natomiast chodzi o pielęgnację to zawsze w mojej kosmetyczce muszą znaleźć się: żel do mycia twarzy, serum oraz krem na dzień i na noc. Zapewne nie jestem odosobnionym przypadkiem w tym zakresie, ale moja wakacyjna kosmetyczka jest ogromna i wypchana po same brzegi. Zawsze stanowi odrębność jeśli chodzi o bagaż, bo nie ma sensu wpakowywać ją z ubraniami, bo wtedy ubrania się nie zmieszczą.

Do oczyszczania twarzy polecam Wam AteloCollagen Żel myjący kolagenowy Norel Dr Wilsz

Ten żel koniecznie musi znaleźć się w mojej kosmetyczce podczas długich  podróży czy krótkich wypadów. Na półce ma swoje stałe miejsce. Jest to żel o zapachu białych kwiatów pomarańczy, bergamotki i cyklamenu, do oczyszczania każdego rodzaju cery, szczególnie suchej, szorstkiej i odwodnionej. Coś cudownego. Stanowi ukojenie dla mojej skóry.
 
 
Zawiera atelokolagen – kolagen natywny typu I o najwyższej czystości biologicznej i tolerancji skórnej oraz potrójny kwas hialuronowy, ekstrakt z fitoplanktonu i olej babassu. Wyjątkowo łagodna baza myjąca usuwa ze skóry makijaż i zanieczyszczenia, również z okolic oczu, bez wysuszenia i podrażnień. Żel pozostawia skórę idealnie czystą, gładką i świeżą.
 
Receptura żelu zawiera: atelokolagen, potrójny kwas hilauronowy SMW, LMW, VLMW, ekstrakt z fitoplanktonu, olej babassu.
 
opis produktu na stronie DOUGLAS

Ostatnio skradło moje serce Sensitive Serum na twarz dla cery naczynkowej z firmy Norel Dr Wilsz. Serum  silnie wzmacniająca naczynka krwionośne. Przeznaczone jest do pielęgnacji cery naczyniowej i z trądzikiem różowatym. Rutyna – flawonoid z perełkowca japońskiego oraz wyciągi z arniki górskiej, kasztanowca, hamamelisu, ruszczyka i diabelskiego szponu działają wybitnie wzmacniająco, ochronnie i uszczelniająco na kruche ścianki naczynek krwionośnych. Co bardzo przypadło mi do gustu to rozjaśnianie i uspokajanie zaczerwienienia cery. Serum ogranicza skłonność do „pękania” naczynek i powstawania pajączków. Łagodzi stany zapalne przy trądziku różowatym oraz wspiera funkcje obronne skóry. Ma wszystkie cechy, których potrzebuję.

Na to serum skusiłam się po użyciu kremu AteloCollagen Wygładzający krem kolagenowy. Pokochałam go i stał on się przyczynkiem do poznania kolejnych produktów marki Norel. Krem stworzony w technologii ciekłokrystalicznej dla cer suchych, szorstkich, z oznakami zmęczenia oraz narażonych na przyspieszone starzenie (UV, smog, spaliny). Czyli ma podobne właściwości do serum i fajnie się uzupełniają. Jak pisze Producent: Otula skórę jedwabistym filmem i delikatnym zapachem białych kwiatów pomarańczy, bergamotki i cyklamenu. Unikalny dobór substancji czynnych gasi pragnienie skóry na wiele godzin, odczuwalnie i natychmiastowo wygładza oraz jest silnym zastrzykiem energii dla pozbawionej witalności skóry. Remineralizuje, detoksykuje i rozświetla nadając cerze zdrowy koloryt oraz świeży i wypoczęty wygląd. Receptura zawiera: atelokolagen, potrójny kwas hialuronowy, ekstrakt z fitoplanktonu, morską wodę głębinową, witaminę C, masło babassu, pantenolGorąco polecam!

 Marzena:

Już jako mała dziewczynka wiedziałam, że w przyszłości będę się malować i to mocno 🙂 Zawsze bacznie obserwowałam spikerki, piosenkarki, modelki podziwiając ich perfekcyjny i zawsze dobrany do stroju oraz okazji makijaż. Im odważniejszy tym ładniejszy, tak to wówczas mi się wydawało. Oczywiście z biegiem lat mój gust znacznie zmienił się i teraz stawiam na minimalizm – oczywiście makijaż zawsze musi być.

Nawiązując do przeszłości, to najbardziej podobały mi się makijaże wieczorowe, takie odważne i mocno błyszczące. Nie ukrywam, że coś z dzieciństwa pozostało mi do dnia dzisiejszego, a mianowicie – umiłowanie do błysku. Tak, bardzo lubię jak coś na twarzy błyszczy się, poza tłustą skórą ma się rozumieć 🙂

Wręcz ubóstwiam świecące od błyszczyka usta, mieniące się cienie na powiekach, zaróżowione i rozświetlone policzki. Taki makijaż lubię najbardziej i na taki najczęściej stawiam. Dlatego w mojej kosmetyczce, bez względu na jej wielkość, czy jest to kosmetyczka dzienna czy wakacyjna, zawsze takie kosmetyki są. Bez kosmetyczki praktycznie nigdzie się nie ruszam.

Dziś chciałabym  podzielić się z Wami, oczywiście w dużym skrócie, informacjami i moimi spostrzeżeniami na temat kilku bardzo fajnych i sprawdzonych produktów, które zakupiłam w sklepie Douglas i jestem z nich bardzo zadowolona. Kosmetyki te nigdy mnie nie rozczarowały i są naprawdę godne uwagi i polecenia.

Zaczynam od mojej miłości, maskary YVES SAINT LAURENT – Volume Effect Faux Cils Radical. Tusz ten precyzyjnie podkreśla rzęsy i nadaje im maksymalną objętość, cudownie je podkręca i całkowicie wypełnia. Oryginalna formuła z unikalnym trójwarstwowym kompleksem jest uszlachetniona bogatym składnikiem odżywczym, aby nie tylko uwydatnić rzęsy poprzez efekt sztucznych rzęs i głęboki czarny kolor, ale także nadać im sprężystość, elastyczność i siłę. Tusz łączy kultową formułę MVEFC z czterema zmysłowymi olejkami o właściwościach odżywczych i orzeźwiających oraz prowitaminą B5. Rezultatem jest  nieskazitelny efekt makijażu i idealnie wypielęgnowane rzęsy.

Druga moja miłość, to błyszczyki do ust i nie ukrywam, że mam ich trochę, ale jednym z moich ulubionych jest błyszczyk firmy LANCOME – L’Absolu Gloss Sherr nr 351. Posiada on bardzo piękny i delikatny kolor w odcieniu różu oraz bardzo delikatny, przyjemny kremowy zapach. Po nałożeniu błyszczyka usta są bardzo nawilżone, odżywione i lśniące, co optycznie mocno je uwydatnia. Jego ogromną zaletą jest to, iż nie posiada parabenów. I bardzo ważna informacja, nie powoduje sklejania ust, czego przecież bardzo nie lubimy.

Następnym produktem godnym polecenia i jednym z moich faworytów jest BRONZING  POWDER SPF 15 firmy Douglas. Dzięki niemu cera nabiera słonecznego i wakacyjnego blasku. Bronzer ten nadaje skórze ciepła, pogłębia makijaż i sprawia, że buzia wygląda na bardzo zdrową, wypoczętą i odmłodzoną.  Miękka i jedwabista konsystencja pudru doskonale łączy się ze skórą i daje efekt muśniętej słońcem twarzy. Ostatnio kilka osób zapytało mnie „skąd przywiozłam taki ładny kolor opalenizny?” Ja odpowiedziałam – „z Douglasa” 🙂

Następny produkt z którym nie mogę się rozstać, bo i po co kiedy jest doskonały, to cienie do powiek, jedne marki ARTDECO – Eyeshadow, a drugie Mini Best of Colors firmy Douglas. Jedne i drugie są niesamowicie piękne. Stawiam je zawsze na równi, bo do dziś nie wiem, które lepsze. Są po prostu cudowne i niezastąpione. Nie wyobrażam sobie eleganckiego wyjścia bez nałożenia tych pięknych kolorów na powieki. Cienie są z efektem połysku, które dzięki malutkim drobinkom odbijają światło, co daje niesamowity efekt gry barw i połysków na powiece. Przyciągają wzrok wszędzie i zawsze. Przekonują pięknymi kolorami, miękkością i delikatnością aplikacji. Konsystencja cieni jest pudrowa, a zapach bardzo delikatny i przyjemny. Efekt końcowy to cudowny metaliczny połysk, pięknie podkreślający oczy o powłóczystym spojrzeniu. Dodam jeszcze, że są bardzo trwałe i nie zbierają się w załamaniu powieki.

Oczywiście nie mogę pominąć perfum, które przecież są drugą skórą każdej kobiety. Jak każda z nas mam ich kilka. Wybór zależy od pory roku, dnia, nastroju i okazji, ale nie mogę nie wspomnieć o moich ukochanych, GIORGIO ARMANI – SI. Zapach ten podkreśla kobiecość i roztocza wokół niej  zniewalający urok i czar. Z tym wyrafinowanym zapachem, dobrze czują się kobiety niezależne i kochające wolność. Perfumy pozwolą uwolnić emocje i poczuć się zmysłowo, w każdym miejscu, w którym jesteśmy.  Zapach ten uniesie  i otworzy na wszystko co nowe, do tej pory nieznane.

Myślę, że jak każda z nas mogłabym pisać dużo o kosmetykach, ale dziś wybrałam tych kilka propozycji, i z czystym sumieniem uważam, że są to produkty bardzo dobrej jakości i zawsze godne polecenia.

 Marzena, Aneta , Justyna

Jaka jest Wasza ulubiona zawartość kosmetyczki? Zdradzicie Nam?

Share and Enjoy !

0Shares
0 0 0

Reader Comments

  1. Ja kosmetyczkę pakuje w pierwszej kolejności. Jak dla mnie wiele w niej rzeczy jest po prostu niezbędnych 🙂

Write a Comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

Social Share Buttons and Icons powered by Ultimatelysocial