Smutek to suma niekorzystnych sytuacji, poczucia straty, rozpaczy, żalu i rozczarowania – tak mniej więcej mówi o nim definicja. Czasami smutek przychodzi niespodziewanie, czasami ogłasza swoje przyjście trąbami złych nowin. Zdarza się, że tylko otrze się lekko o policzek i ucieka w niebyt, ale bywa też, że zostaje na długo. Najgorszy jest smutek, który rozrasta się powoli i zapuszcza korzenie, wchodzi w człowieka jak palec w pulchnego pączka i zostaje na długo.
Drobnostki codzienności: zakupy w sklepie, droga z pracy do domu, wizyta na poczcie, przypadkowe rozmowy, spojrzenia i gesty układają się w stosiki zdarzeń i emocji. Jeżeli tych niemiłych jest dużo, to ja rozsypuję się od smutku na kawałeczki. Wystarczy Pan w sklepie, który krzyczy na panią kasjerkę, trąbienie samochodów, uwagi w domu, że nie tak, nie siak, że do kitu i ja już mam stos, który przy kolejnym lekkim podmuchu krytyki rozpala się ognistymi łzami. Czasami te stosiki wymiatam za próg, a czasami zamiatam pod dywan.
Ale wiecie, czasami zdarzają się inne drobnostki codzienności: promień słońca na biurku w pracy, wspólne pieczenie muffinek nawet takich z zakalcem, najważniejsze, że z przyjacielem, dycha w zdrapce i odkrycie idealnego przepisu na wegański majonez. Ja z takich chwilach robię plasterki na smuteczki.
Mój ostatni jest z dzisiaj. Rano sunęłam niczym człowiek śpiwór rowerem do pracy, rozmyślając o tym, że w mojej męskiej kurtce, męskiej czapce i obsmarkanej maseczce zapewne uchodzę za żula, który pomyka niezgrabnie ciemnym porankiem do skupu butelek.
Gdy nagle, zawołał do mnie okutany podobnie jak ja w burości starszy Pan:
– Jak się cieszę, że Panią widzę.
– Cudownie – uśmiechnęłam się oczami- a dlaczego?
– Ja na Panią codziennie czekam, stoję w oknie, chodzę po ulicy z psem dłużej niż powinienem i wypatruję kiedy Pani nadjedzie.
– Bardzo miło mi to słyszeć, a dlaczego tak Pan na mnie czeka?
– Bo ja wiem, że jak Panią zobaczę to będę miał cały dzień szczęście. Pani jest wielką radością, nawet ten rower się uśmiecha.
I wiecie co? To było dla mnie jak balsamik na rankę smutku i jeszcze jak plasterek na ten balsam. Takie milutkie i cieplutkie zdarzenie, którym opatuliłam się jak kołderką i resztę drogi do pracy pokonałam śmiejąc się głośno i śpiewając piosenki.
Bądźmy mili dla innych, nie bójmy się mówić rzeczy sympatycznych, obsypujmy ludzi komplementami i serdecznościami. Kolekcjonujmy wschody i zachody słońca, uśmiechy i dobre słowa. Nigdy nie wiadomo kiedy i komu przydadzą się plasterki.
Justyna