– Mamuś, obejrzyj ze mną ten film….zobaczysz, że strasznie Ci się spodoba, tym bardziej, że jesteś filozofem – powiedziała któregoś dnia córka po zajęciach z religii, na której katecheta puszczał im urywki z tego filmu.
Zwlekałam, nie miałam czasu, odkładałam film na później, aż w końcu wczoraj zasiadłam z córką i oglądnęłam: Bóg nie umarł reż. Harolda Cronka z 2014 r.. Ufffff…….. film zrobił na mnie ogromne wrażenie. Ale o tym za chwilę.
Filozofowie na wiele sposobów próbowali udowodnić istnienie Boga, a propozycji dowodów na istnienie Boga było mnóstwo. Były to dowody aprioryczne, ontologiczne, czy aposterioryczne. Były dowody kosmologiczne, np. według których musiała istnieć pierwsza przyczyna, którą był Bóg (czyli dowodzący konieczności istnienia Boga z faktu istnienia wszechświata). Taki dowód sformułowany został między innymi przez Arystotelesa i Tomasza z Akwinu. I przede wszystkim skrytykowany przez m.in. przez Kanta czy B. Russella. W swojej rozprawie „Jedyna możliwa podstawa dla dowodu na istnienie Boga” Kant wykazał niewystarczalność tradycyjnych dowodów istnienia Boga i powiedział, że nie posiadamy żadnej wiedzy teoretycznej na jego temat. Skrytykował dowody na istnienie Boga, zarówno ontologiczny, wywodzący istnienie Boga z Jego istoty oraz kosmologiczny. Zaproponował własny dowód, który odwołuje się do pojęcia podstawy realnej, czyli wychodzi od stwierdzenia, że wszelka możliwość zakłada coś rzeczywistego, coś co realnie istnieje. Istnieje zatem taka rzeczywistość, której zniesienie pociągałoby za sobą unicestwienie wszelkiej rzeczy, nawet myślenia. Świat jest rzeczywisty zatem podstawa realna musi istnieć. Człowiek powinien ze względów moralnych postępować tak, jak gdyby Bóg był stwórcą świata, choć prawo moralne jest w człowieku i może być oparte jedynie na rozumie oraz jest ważne, nawet gdyby nie było Boga. Nietzsche…hm… to koncepcja nihilizmu opartego m.in. na stwierdzeniu, iż „Bóg nie żyje”. Nie kwestionuje ona jednak idealnego, wiecznego Bytu, w który być może wierzył filozof – mimo wszystko, ale o degradację Jego idei przez tradycję i obrzędy religijne. Nietzsche zwracał uwagę na konwencjonalizację wiary, która sprowadzała się do pozorów i wypełniania nic nie znaczących obrzędów, które przesłaniały nam drogę do Absolutu.
Kolejne dowody? Np. dowody teleologiczne, mówiące tyle, że wszechświat jest tak skomplikowany, że musiał być zaplanowany przez Boga i biologiczne, sugerujące, że Bóg jest źródłem życia – musi istnieć istota będąca podstawowym źródłem życia, twórcą życia ludzkiego, twórcą wszelkiego życia, posiadająca niewyczerpane i wieczne życie. No i oczywiście jest argument chrystologiczny, według wierzeń chrześcijaństwa – Jezus Chrystus jest największym objawieniem istnienia Boga. Hm…. ach… są także argumenty moralne, czy też z cudu. Bowiem, jak wiemy cuda się zdarzają. 🙂
No… trochę mnie poniosło. Ale właśnie o to chodziło w tym filmie, aby udowodnić istnienie Boga. A dowodów na istnienie przytaczano w filozofii mnóstwo, choć ateiście też przedstawiali swoje kontrargumenty. Ateiści chętnie przytaczają słowa Stephen`a Hawking` a, że Bóg nie był potrzebny do stworzenia świata a Wielki Wybuch był nieuniknioną konsekwencją praw fizyki. Hawking twierdził, że nowe teorie fizyczne nie pozostawiają wolnego miejsca dla stwórcy wszechświata – „Ponieważ istnieją takie prawa, jak grawitacja, wszechświat może i będzie tworzył się z niczego. Spontaniczne tworzenie jest przyczyną tego, że istnieje raczej coś niż nic, dlatego istnieje wszechświat, istniejemy my”. „Nie ma potrzeby angażowania Boga, by podpalił lont i sprawił, że wszechświat zaczął działać”.
W filmie przewija się wiele teorii, argumentów, wiele ciekawych spostrzeżeń, które chłoniemy i chłoniemy.
Zastanówcie się, czy wyparlibyście się wiary w istnienie Boga? I nie mówię tu o wyparciu się wiary w Boga pod groźbą utraty życia, ale dla waszej wygody? Tak, po prostu.
Nie wiem, jak brzmi Wasza odpowiedź, ale opowiem wam o tym co mnie zszokowało w tym filmie. Otóż najbardziej zszokowało mnie bezemocjonalne złożenie oświadczeń przez studentów poprzez podpisanie się imieniem i nazwiskiem pod zdaniem w brzmieniu: Bóg umarł. Skąd taki pomysł? Przedstawię w skrócie fabułę:
Josh, główny bohater, rozpoczyna studia na jednej z amerykańskich uczelni. W pierwszym semestrze trafia na zajęcia z filozofii prowadzone przez fanatycznego ateistę profesora Radissona. Zanim jednak Josh zapisuje się na zajęcia dostaje ostrzeżenie od jednego ze studentów, który po spojrzeniu na krzyżyk wiszący na szyi chłopaka próbuje odwieść go od tych zajęć. Wykładowca już na pierwszych zajęciach każe studentom napisać na kartce słynne zdanie Friedricha Nietzschego: „Bóg umarł”, i złożyć pod nim podpis. Ci, którzy tego nie zrobią mogą zrezygnować z zajęć lub też udowodnić, że Bóg istnieje. Cała grupa składa oświadczenie, prócz Josha, który zgodnie z własnym sumieniem, nie może napisać tego zdania. I wcale mnie to nie dziwi. Dziwi mnie jednak postępowanie innych studentów. Josh podejmuje wyzwanie udowodnienia istnienia Boga. Ma czas do końca semestru, by przekonać wykładowcę i resztę studentów, że Bóg istnieje. Rozpoczyna się pasjonujący spór, który angażuje społeczność uczelnianą i pokazuje, że warto być wytrwałym w swoich przekonaniach. W tle przewijają się sceny z innymi bohaterami, którzy próbują udowodnić sobie istnienie Boga, albo u których Bóg odgrywa niezwykle istotną rolę w życiu. W filmie pojawia się również próba wyjaśnienia kwestii, skoro Bóg istnieje, to dlaczego na świecie jest zło?
Zachęcam Was do oglądnięcia tego filmu. Jest to dobra lekcja skłaniająca nas do przemyślenia wielu rzeczy.
Aneta