Tuż przed Wigilią szukasz w pamięci: kogo jeszcze ominęłaś w kontekście prezentu świątecznego i z olbrzymim „EH” biegniesz do sklepu ogarnięta trwogą, że gówno znajdziesz. W piątym sklepie kupujesz COŚ, ale nadal nie jesteś pewna trafności zakupu. Po drodze do domu wstępujesz do marketu po kilka rzeczy i jak się okazuje wracasz po duży sklepowy wózek, bo rzeczy zaczynają się mnożyć. Stwierdzasz, że twój planning powinien iść do śmietnika i przyrzekasz sobie, że w przyszłym roku sumiennie, z zaplanowaną listą podejdziesz do problemu świątecznego. Bo….eh…cóż…. przeżywanie świąt to jedno, a drugie to ich przeżycie.
Grudzień zaczyna się spokojnie, przecież do dwudziestego czwartego jest jeszcze tyle czasu, nieprawdaż? Luz. Nie ma co zaprzątać sobie głowy przygotowaniami – myślisz. I jest to największy błąd, który popełniamy na wstępie, bo już w rozwinięciu naszej historii świątecznej zamiast wyciszenia następuje niepokój, a zamiast spokoju i relaksu gonitwa i zmęczenie. Obiecujesz sobie, że za rok spędzisz święta spokojniej i nie będziesz wysilać się wylewając siódme poty, aby przygotować dwanaście potraw, bo musisz jeszcze sprostać obowiązku sprzątaczki i gwiazdora. Do tego powinnaś lśnić i nie przytyć. Po czym w kolejnym roku następuje powtórka z rozrywki. I już wiesz, że istnieje coś takiego jak dzień świstaka.
Morał z tego taki: Im wcześniej zaczniemy i rozłożymy sobie zadania, tym mniej pracy czeka nas przed wigilią.
A zatem w tym roku zaczęłam nieco wcześniej. A co konkretnie? Myśleć. I, z jednym małym wyjątkiem, na myśleniu się (jak do tej pory) skończyło. Ułożyłam sobie listę prezentów, które muszę zakupić. I zaczęłam nieco egoistycznie, bo od kiecki na wigilię. Wcale nie kierowałam się potrzebą a zachcianką, ale grudzień to taki sympatyczny miesiąc na zakupy, że wprost nie można mu się sprzeciwić. Witryny zapraszają do odwiedzin, migoczące światełka przypominają nam o prezentach, rzeczy – jakby głośniej – przemawiają słowami kup mnie i w konsekwencji następuje utrata rozumu. 😆 I oto mój nabytek:
Jak zatem przeżyć (w miarę rozsądnie) święta?
Po pierwsze pełna mobilizacja od początku grudnia. Lista dań, zakupów, prezentów. Nie czekaj z prezentami do samego końca. Gdy w połowie grudnia będziesz miała pełny wór prezentów, zyskasz wiele cennego czasu na przygotowanie wigilii. Ba… zastanów się wcześniej co twoi bliscy chcieliby dostać pod choinkę, zapisuj pomysły, wtedy nie musisz wymyślać czegoś na siłę. I co ciekawe rozkładasz zakupy na kilka miesięcy, a twój budżet nie jest tak mocno obciążony w grudniu. I jeszcze jedna rzecz: im wcześniej kupisz prezent, tym lepiej przemyślisz zakup i jesteś jego pewna. Ja nie lubię tego znaku zapytania w głowie, gdy zastanawiam się, czy aby na pewno zakupiłam trafiony prezent.
Po drugie. Dziel się obowiązkami. Stwórz listę dla współtowarzyszy niedoli przygotowań świątecznych, skrupulatnie obciążając ich zadaniami, które tobie odejdą. W ogóle nie miej wyrzutów sumienia. Śmiało proś, a będzie Ci dane.
Po trzecie, pamiętaj, że większość rzeczy, która Cię spotyka jest twojego autorstwa i na twoje własne życzenie. Nie staraj się być bohaterem teraźniejszych świąt, bo w same święta padniesz ze zmęczenia. Odpuść. Bądź odprężony i baw się po prostu wyśmienicie! Nie wszystko musi być idealne, nie wpadaj w sidła perfekcjonizmu. Wszystkie przygotowania są jak najbardziej ważne, ale pamiętaj też o swoich priorytetach, bo wśród nich na pewno jest chęć zaznania spokoju, miłości, chęć spędzenia czasu z rodziną, chwila refleksji. To magiczny czas, a magię tą trzeba wykorzystać.
Po piąte, podczas świąt wybierając się do lodówki po kolejną porcję żarła pamiętaj, że twój brzuch jest znudzony jedzeniem, a nie głodny. Jesz, bo jesz……. jesz, aby się nie zmarnowało, jesz, bo nie chcesz sprawić zawodu mamie, babci, które przygotowały potrawy, jesz bo są święta i trzeba spróbować wszystkiego. Potem jesz bo masz rozepchany żołądek i wydaje Ci się, że jesteś głodny(a). Recepta jest prosta: umiar. Selekcjonuj przede wszystkim słodycze i alkohol, nie stosuj wymówek w kwestii ćwiczeń fizycznych, ruszaj się, tańcz, biegaj, nie przegrzewaj się – niższe temperatury to większy wydatek energetyczny i lepszy metabolizm.
Chodź na regularne spacery i śpij w chłodnej sypialni – śmiejesz się? – chłód pomaga nie tylko w zachowaniu figury, ale i świeżej, młodej cery. Gdzieś przeczytałam, że zmniejszenie temperatury w sypialni w trakcie zimy może pomóc nam zlikwidować tłuszcz w trakcie snu, bowiem niskie temperatury sprawiają, że tzw. brązowy tłuszcz na brzuchu, utrzymujący ciepło w naszym organizmie, pobudzany jest do działania, dzięki czemu tłuszcz z brzucha jest szybciej spalany. To kolejna teoria opowiadająca się za korzyścią spania w chłodnym pomieszczeniu. Z doświadczenia wiem że śpiąc w chłodniejszej sypialni nie tylko jesteśmy zdrowsi, ale i lepiej wypoczęci, bowiem kiedy w naszej sypialni utrzymuje się temperatura w zakresie od 15 do 19°C, o wiele łatwiej podnieść nam się z łóżka nad ranem (ja po takiej nocy biegnę w stronę pieca i nastawiam go na większą temperaturę, aby rano funkcjonować już w cieple, bo jakoś picie kawy w temp. 19°C nie jest dla mnie czymś przyjemnym :lol:), co niewątpliwie ma zasadniczy wpływ na utrzymywanie aktywności w ciągu dnia, a co za tym idzie werwy do działania, zwłaszcza w okresie świąt. Jeśli mamy w zwyczaju przegrzewać się w nocy, ubierać się ciepło, otulać do tego bardzo grubą kołdrą i spać w temp. powyżej 20°C, będziemy ospali, zmęczeni, zgorzkniali i bardziej podatni na infekcje.
Po szóste, życzę Wam, aby te Święta stały się dla Was wyjątkowym przeżyciem duchowym, abyście zaznali podczas nich relaksu i oby uśmiech nie zniknął Wam z twarzy.