Historia pewnego złamania

Historia pewnego złamania

Unieruchomienie ciała może skłonić do uruchomienia zakątków umysłu. Może otworzyć drzwi, których nie było czasu otwierać. Pozwoli umysłowi 'pójść na wakacje” i pomarzyć, przemyśleć wiele spraw, bo w końcu jest na to czas.

Czasami, kiedy dochodzi do wypadku i rzeczywistość staje się zbyt nagła i dziwna, by ją ogarnąć umysłem, wkrada się poczucie surrealizmu. Akcja zwalnia do onirycznego tempa, klatka po klatce; ruch ręki, wypowiedziane zdanie wypełniają całą wieczność. Małe rzeczy – świerszcz na łodydze, żyłki na liściu – potężnieją, wydobyte z tła nabierają rażącej wręcz ostrości. Donna Tartt

W czerwcu za sprawą niefortunnego zdarzenia złamałam piątą kość śródstopia. W dniu wypadku w szpitalu na oddziale ratunkowym wsadzono mi nogę w gips. Po 2 tygodniach niemocy dostania się do poradni ortopedycznej z NFZ udałam się na prywatną wizytę, podczas której lekarz na podstawie zdjęcia z dnia wypadku stwierdził: konieczny zabieg. Jak to? Zatem lekarka w szpitalu w dniu wypadku pomyliła się wsadzając mi nogę w gips? Dostałam skierowanie do szpitala na zabieg. W głowie ciągle pojawiało się pytanie: co widziała lekarka, lub czego nie widziała, wkładając mi nogę w gips i określając termin 6 tygodni w unieruchomieniu? Dramatu dopełniły jej słowa: to nic wielkiego, mogło być gorzej. Oczywiście zawsze może być gorzej.  Jak się okazało „gorzej” nastąpiło, bo trafiłam na niekompetencje. Po kolejnym tygodniu (czyli łącznie 3 niepotrzebnych tygodniach w gipsie) i 5 opiniach specjalistów udało mi się dostać do szpitala na zabieg.

Jak przedstawia się w skrócie historia tego zdarzenia?:

Czerwcowy poniedziałek: konsultacje; środa: kwalifikacje do zabiegu; czwartek: przyjęcie do szpitala.

Godz. 13.00 leżę na korytarzu i czekam, aż zwolni się łóżko. Czytam tomisko, które ciężko ułożyć mi jest w dłoniach, bo ma prawie 1000 stron. W międzyczasie rozmawiam z najsympatyczniejszą pacjentką w szpitalu, która uległa wypadkowi samochodowemu. Cudem przeżyła i cudem została jej ocalona noga. Efekt: 2 nogi w gipsie, przeszczep, operacja barku i szeroki uśmiech na twarzy dodający energii i nadziei każdemu, kto się z nią zetknął.

14.00  – zostaje mi przydzielone   lokum z trzema starszymi paniami, każda po wypadku w domu. Najczęstsze wypadki ludzi starszych to te w kuchni czy łazience i najczęściej jest złamane biodro.

Noc: nieprzespana, gdyż starsza pani obok bardzo głośno chrapie – w zasadzie nawet nie wiem, czy można to nazwać chrapaniem, bo to coś o wiele głośniejszego….Trzy razy wstaję do innej starszej pani w pokoju, by pomóc jej poprawić poduszkę, kołdrę….. starość Panu Bogu się nie udała …….

Na starość jest młodość potrzebniejsza niż za młodu.

Godzina 5.00 rano, piątek: dzień zabiegu….. zwarta, umyta, na czczo, gotowa……czekam…..

13.30 z bijącym sercem, blada, zniesmaczona, zła po nieprzespanej nocy, głodna dowiaduję się, że jednak mój zabieg zostaje przeniesiony na poniedziałek. Wkurwiona, wstaję i pakuję się…. wychodzę. Mój tata ratuje sytuacje. Oczywiście wychodzę ze szpitala za zgodą ordynatora. Zjeżdżam windą z sanitariuszem:

– Ja bym tu ani siebie, ani  rodziców nie położył, dramat – mówi do mnie.

– Acha…. – nie ma to jak podniesienie na duchu.

Wracam w niedzielę. Procedura zaczyna się od początku. Choć już pielęgniarki nie pobierają krwi (a tylko nadmienię, że chciały :)). Trafiam do tego samego pokoju, tyle, że z dwiema innymi, jeszcze starszymi paniami.  Jest nas cztery. Jednej wydaje się, że coś wchodzi przez okno, ciągle próbuje je zasłonić rzucając w nie kocem, kołdrą, poduszką. Druga całą noc rozmawia z samą sobą lub z kimś, kogo trudno zidentyfikować w świecie żywych. Za dnia wypowiedziała trzy zdania, a w nocy uaktywnia się i to bardzo.  Z jednej strony w człowieku budzi się złość, że nie może przespać nocy, z drugiej strony jest ogromy żal i współczucie. Nigdy bowiem nie wiadomo, co nas czeka na starość.

10.00 rano poniedziałek. Do zabiegu jadę jako druga. Czekając przed salą operacyjną czuję się jak na statku kosmicznym. Wszyscy tak samo wyglądają, snują się prawie płynąc nad ziemią. Okropność, nie mogłabym tu pracować. Wszystko sterylne, w jednym kolorze…. myślę o dzieciach, górach, fajnych chwilach,  o czymkolwiek, co zamydli mi obraz tego miejsca…. Co ma być to będzie. Jadę. Bardzo miły anestezjolog. Znieczulenie od pasa w dół. Zabieg 40 minut. Pełna świadomość. Uśmiecham się, rozmawiam. Po zabiegu czuję ogromne zimo. Cholera, jak mi zimo….. ogrzewają mnie. Jest ok.

8 godzin po zabiegu. Wstaję.

– Nie wstawaj, nie wolno jeszcze – słyszę.

– Anestezjolog pozwolił – odpowiadam. Będzie dobrze. Marszczę brwi i idę o kulach do łazienki.

Na drugi dzień wychodzę. Mam bandaż na stopie. Idę o kulach. Zostawiam sobie ortezę, tak na wypadek spaceru poza domem… a nóż wywinę jakiś numer i tu wrócę.  Idę na prywatną wizytę do lekarza, do którego mam zaufanie.. Pole magnetyczne – 10 zabiegów, suplementy diety, dobre odżywianie. Ćwiczenia, rehabilitacja – ćwiczę od 3 tygodnia po zabiegu. Czekam na pierwsze obciążenie stopy i pierwszy śmiały krok.

5 tydzień po zabiegu

Miałam dzisiaj sen. Biegałam …… I najważniejsze w tym śnie było to, że biegłam. Podobno śnimy o naszych najgłębszych pragnieniach i niewątpliwym jest to, że moim pragnieniem jest bieganie, choć jeszcze większym po prostu chodzenie. Bieganie to nieuniknione następstwo chodzenia.

Obudziłam się i stwierdziłam z niesmakiem, że to piąty tydzień po zabiegu stopy i jeszcze muszę poginać o kulach. Podobno kość zrasta się 6 – tygodni. U niektórych trwa to nawet nieco dłużej. „U mnie będzie to 6 tygodni, jestem tego pewna” – powtarzam w myślach.

Jadę nad morze. Tydzień w sferze relaksu.

6 tydzień.

Stopa się zrosła. Myśl zmaterializowała się. Mogę zacząć obciążać stopę. Nadal jednak jeszcze z kulami. Wracam do pracy.

Nieprawda, że czas leczy rany i zaciera ślady. Może tylko łagodzi przykrywając wszystko osadem kolejnych przeżyć i zdarzeń. Ale to, co kiedyś bolało, w każdej chwili jest gotowe przebić się na wierzch i dopaść. Nie trzeba wiele, żeby przywołać dawne strachy i zmory. Gdyby nawet trwały w ukryciu, zepchnięte na samo dno, to przecież gniją gdzieś tam, na spodzie, i zatruwają duszę, zawsze pozostawiając jakiś ślad – w twarzy, w ruchach, w spojrzeniu – tworzą bariery psychiczne, kompleksy. Nie pomoże wódka, nie pomoże szarpanie się w skrajnościach, od usprawiedliwiania do potępiania. L. Nowakowski „Mummi”

Jestem osobą kulturalną. Staram się być grzeczna, co czasem graniczy z cudem ale cuda się zdarzają.  Na dziwne pytania wiecznych pesymistów odpowiadam krótko i zawsze z optymizmem w głosie, choć z dnia na dzień bywa to coraz trudniejsze. Zastanawiam się dlaczego w ludziach jest tyle złych emocji, tyle niepotrzebnej złości i tyle smutku w postrzeganiu rzeczywistości.

– To straszne co Ci się stało! – słyszę.

– Znam straszniejsze rzeczy – odpowiadam.

– Mojej koleżance stopa zrasta się już 3 miesiące i jeszcze się nie zrosła! Także ….wiesz.

– Co mam wiedzieć? Problem ze zrostem kości może wynikać z innych dolegliwości. Moja kość to nie kość twojej koleżanki – odpowiadam.

– Gdzie twoje obcasy?

– (Nie powiem, że w dupie, bo to byłoby niegrzeczne – myślę). Moje obcasy są tam, gdzie je zostawiłam na początku czerwca – odpowiadam.

– Długo jeszcze będziesz chodzić o tych kulach?

–  Tyle ile będzie to potrzebne. A czy przeszkadzam ci, jak idę o nich? – pytam.

Dlaczego ludzie zadają pytania, których zadawać nie powinni? Bo… najpierw je zadają a potem myślą. A jeśli najpierw myślą, to nie świadczy to dobrze o nich samych.

Gdy wpadasz w pułapkę, dobrą taktyką zawsze okazuje się odpowiadanie pytaniem na pytanie. Em Giffinn

2 miesiące po zabiegu. Idę. Wchodzę po schodach, schodzę z nich. Jeżdżę na rowerze. Chodzę coraz szybciej. Chodzę w adidasach, trampkach i w botkach na podwyższeniu. Pomału zaczynam biegać.  Mam uśmiech na twarzy, bo wierzę, że warto wierzyć.  Dawno temu zawarłam układ z Bogiem. Obiecałam mu wiarę, pod warunkiem, że da mi siłę, abym miała nadzieję i abym potrafiła w niej wytrwać .

Nadzieja bierze mnie w ramiona i trzyma w swoich objęciach, ociera mi łzy i mówi, że dziś, jutro, za dwa dni wszystko będzie dobrze, a ja jestem na tyle szalona, że ośmielam się w to wierzyć. T. Mafi

Aneta

Obraz na czołówce: bluebudgie z Pixabay

Share and Enjoy !

0Shares
0 0 0

Reader Comments

Skomentuj Agnieszka Ciemińska Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

Social Share Buttons and Icons powered by Ultimatelysocial